Wiesz,
Ewa, że ja nie umiem krótko, gaduła jestem, ot co.
Nie daję się pogodzie, ani innym czynnikom, na które nie mam wpływu.
Co innego słabe ciało, dziś ucięłam drzemkę w dzień, to chyba przez ciśnienie, kawa nie pomagała
.
Pogoda fatalna, każdy widzi to przez okno, niekiedy jest lepiej niż się wydaje, wystarczy wyjść z domu, ale nie dziś, byłam z psem, wróciłam zmoczona i przewiana.
A z planowaniem to tak jest, że po realizacji zawsze chcemy coś zmienić, nie tylko Ty tak masz.
Dziękuję,
Dorota . Zimą z przyjemnością ogląda się letnie rabaty. A Twoje? Gdzie można zobaczyć????
Marysiu, w ocenie moich hmm….
najbliższych recenzentów
to i ja jestem mistrzynią chaosu.
Warzywnik ciągle się zmienia. Pamiętasz mojego psa-olbrzyma? Płotki miały wskazać granice i nawet spełniały tę rolę, potem były krawędzie z kanciaków, teraz skrzynie. Wykorzystuję materiał, jakim dysponuję. Skrzynie wyżej, łatwiej pielić.
Przeglądając zdjęcia trafiłam na fotkę z Ula i Martą, zrobioną u mnie po powrocie od Ciebie, to był fajny spontaniczny wyjazd.
A u Ciebie nie robiłyśmy żadnych zdjęć???? Może się jeszcze zdarzy okazja spotkać, okazjom trzeba pomagać.
Nalewkę robiłam z takiego przepisu:
7-6 garści płatów płatków róż (białe końcówki odcina się, bo dodają produktom cierpkości, oczywiście nie obcinam pojedynczych płatków, lecz jedną ręką ściskam kwiat za czubki płatków a drugą odcinam dno kwiatu z białymi częściami płatków, to szybko się robi) zalewa się w słoju 0,75 litra dobrej wódki i 200 ml spirytusu. Zakręcic i odstawić w ciemne miejsce na 2 miesiące, od czasu do czasu potrząsając. Po tym czasie odcedzić płatki (płatki się wyrzuca) i do płynu dodać wystudzony syrop z 250 g cukru i 250 ml wody i sok z cytryny (może być bez cytryny, ale uważam, że cytryna dodaje smaku i na dodatek utrwala różowy kolor) i znowu odstawić na 2 miesiące. Po czym odcedzić i rozlać do butelek. Można próbować, można leżakować. Uważam, że to bardzo smaczna nalewka, ja swoją trochę „rozrzedziłam” wódką przy mieszaniu z syropem i tak było lepiej. Jednak to są subiektywne odczucia. Można dopasować do swoich upodobań. U mnie było raptem pół tej porcji.
Miłko, dodatek cytryny dobrze robi tej nalewce, nikt nie narzekał na „perfumy” różane, było jej niewiele, wiec była reglamentowana, a jak czegoś mało, to nie ma marudzenia..
Basiu, jak to jest? Ja uważam Wasz ogród za spokojny a mój za zbyt rozedrgany a Ty mi piszesz tak samo o swoim? Teraz to już muszę go zobaczyć.
Edyta, mam głóg przy domu i też się marnuje, tzn. ptaszyny teraz obdziobują, nalewki z niego nigdy nie robiłam. Muszę zgłębić temat. Mam nadzieję, że nie trzeba z niego wydłubywać nasion, bo to zadanie jak dla Kopciuszka.
Wczoraj była dość ładna pogoda, więc rozpoczęłam tegoroczny sezon wycinając maliny. Troche przysiadów i zakwasy? zero kondycji.
Przed i po:
Wiosny w ogrodzie nie widać, oczary ani myślą kwitnąć:
Dereń jadalny też w ścisłych pąkach:
Tylko ciemiernik cuchnacy (?) rześki, jakby śniegu nie widział.
Obiecałam ostatnio wrócić do początków swojej różanki.
No bo w tym moim "eklektycznym"
ogrodzie znalazło się miejsce na różankę z obwódkami z bukszpanu. W sumie to taki mały wycinek ogrodu, tak ok. 8mx9m. Znalazły się w nim trzy podłużne i jedna mała okrągła rabata różana. W planach najpierw były trójkąty a potem prostokąty i kwadrat, a ostatecznie wyszło, jak wyszło.
Jak widać, była to "orka" na ugorze
.
Czy widać pod drzewem doniczki z cisami, które mają dać ścianę zieleni za plecami, gdy sie tam usiaązie na ławce?
Trzeba dużo wyobraźni, by to zobaczyć w tych cienkich małych roślinkach.
A tymczasem jest tak, jest ściana zieleni
Ponieważ "gdzieś" mi się zgubiły wybrane zdjęcia, więc cdn. nastąpi innym razem.
edit
Znalazłam, widać tu poczatki obwódek z bukszpanu. Bukszpany rozmnożyłam robiąc sadzonki z gałęzi otrzymanych od koleżanki.
Było ze 200 sadzonek, malutkich, bo mąż wykosił (rosły w trawie), ale za to były ładnie ukorzenione
Napiszę o nasadzeniach. Założyłam sobie, że rabaty będą jednokolorowe.
Plany powstawały w latach 2010-2011, kto interesował się wówczas zakupem róż, wie, że sklepów internetowych nie było
. Pozostawały markety (daleko), różane pola (daleko) lub targi. Znajomej teściowa miała różane pole pod Końskowolą i przywiozła mi wybrane (z przywiezionego wcześniej bukietu
) róże. Tak więc lewa rabata jest różowa, środkowa – biało-kremowa a prawa – czerwona. Potem dopiero róże były rozpoznawane. Różowa to Berleburg; biała White Kent Cover, czerwona Red Fairy a na kremowej rabacie pierwotnie rosła Sweet Memories (plamistość duża), zastąpiła ją Kosmos (za duża) a potem Konpinsesse Mary.
Szczęście nowicjusza sprawiło, że róże zakwitły pięknie, były zdrowe i zwarte. Z czasem bywało różnie, bo im więcej róż w ogrodzie tym łatwiej o choroby a i szkodniki szybko znajdują swoje ofiary. W sumie to zadowolona byłam najbardziej z róży Berleburg i Kent Cover, bo ładne zwarte krzaczki i w miarę zdrowe. Red Fairy też zdrowa, ale wypuszcza długie baty i często myślę o wymianie na czerwoną, niewysoką, zwartą i obficie kwitnącą odmianę. Bukszpanowe obwódki są teraz jak niewielkie zwarte żywopłoty, ale… one są bardzo żarłoczne, korzenie sięgają daleko, konkurują z różami o wodę i pożywienie, odbija się to na kondycji róż, które przez to słabiej kwitną. Takie zielone obwódki są ładne, ale chyba trzeba na nie więcej miejsca. Z czasem rozrosły się drzewa i krzewy w ogrodzie, róże teraz mają trochę mniej słońca niż 10 lat temu. Kiedy planowałam różankę nie zastanawiałam się nad tym, ale ławka usytuowana jest plecami na wschód, po południu trudno tam posiedzieć, bo słonce razi w oczy
. Piszę o tym wszystkim, bo może ktoś skorzysta na tych moich wynurzeniach. Jakby ktoś zapytał, to nie, nie żałuję
.