Witamy, Gość
Nazwa użytkownika: Hasło: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Miejska i wiejska dżungla

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/16 22:52 #182530

  • edulkot
  • edulkot Avatar
  • Wylogowany
  • Moderator
  • Posty: 9996
  • Otrzymane podziękowania: 22872
Prawdę mówisz Zuziu, żeby przeżyć z roli trzeba się urobić do zgonu i żadne tam detale tylko ilości mega-hurtowe, jak nie zbierze ponad 100 ton kukurydzy to nie ma z czym gdziekolwiek jechać.
Nasza krówka była zdrowiutka, już Twoi koledzy regularnie dbali o pobieranie krwi, to już były lata unijne więc wszystko musiało być ok.

Za molinie dziękuje :buziak muszę koniecznie je zaprosić.
Majka - "Pamiętajcie o ogrodach"
Domek pod Dębami w różanym ogrodzie część II
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/16 23:02 #182533

  • Elsi
  • Elsi Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 1580
  • Otrzymane podziękowania: 4729
Mam nadzieję, że ta wysoka bylica to taka, która wygląda jak zwarty krzew (nie pamietam nazwy odmiany - może Boże Drzewko?),
bo ja miałam (mam ?!?! ) bylicę Oriental Limelight (70-80 cm), ta rozłazi się jeszcze bardziej niż srebrna,
ale w przypadku potrzeby zadarnienia dużej powirzchni byłaby niezwykle skuteczna a i urodna jest wielce.
Pozdrawiam, Elżbieta

Od wiosny do wiosny .....
Ostatnio zmieniany: 2019/11/16 23:12 przez Elsi.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418


--=reklama=--

 

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/17 10:46 #182542

  • zuzanna2418
  • zuzanna2418 Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 3576
  • Otrzymane podziękowania: 13811
Maju molinie koniecznie! To jest ten Paul Peterson

Elu Boże Drzewko mamy, a te co teraz sadzone były, to któreś trzy z oferty z Zielonych Progów, czyli z tej listy:

Artemisia `Canescens` Bylica Żółta, srebrnoszare liście!
Artemisia absinthium `Lambrook Silver` Bylica piołun Żółta, srebrnoszare liście!
Artemisia indica var. momiyamae Bylica indyjska odm.
Momiyamy Żółta, srebrnozielone liście!
Artemisia lactiflora `Elfenbein` Bylica mlecznobiała Biała
Artemisia ludoviciana `Silver Queen` Bylica Ludovica Żółta, srebrnoszare liście!
Artemisia ludoviciana `Valerie Finnis` Bylica Ludovica Żółta, srebrnoszare liście!
Artemisia schmidtiana `Ever Goldy` Bylica Schmidta Żółta, żółte liście
Artemisia schmidtiana `Nana` Bylica Schmidta Żółta, srebrne liście
Artemisia schmidtiana `Silver Mound` Bylica Schmidta Żółta, srebrne liście
Artemisia stelleriana `Boughton Silver` Bylica Stellera Biała, srebrnoszare liście!
Artemisia x arborescens `Powis Castle` Bylica krzewiasta Żółta, srebrnoszare liście!
Nie rozmnażaj, nie porzucaj-sterylizuj!
Miejska i wiejska dżungla
Blog wiejski

Zuzanna
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): Poll, takasobie, edulkot, VERA, beatrix+, Elżbieta

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/17 14:22 #182554

  • Poll
  • Poll Avatar
  • Wylogowany
  • Administrator
  • Czciciel gwiazd i mądrości, miłośnik ogrodów...
  • Posty: 25640
  • Otrzymane podziękowania: 66664
Wokół moich molinii pojawiło sie mnóstwo siewek, choc nie do końca i na 100% jestem pewna, czy to od nich. Czy u Ciebie się sieją?
Ostatnio zmieniany: 2019/11/17 14:23 przez Poll.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/17 19:17 #182588

  • VERA
  • VERA Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 5962
  • Otrzymane podziękowania: 24660
Wprawdzie moje kaprawe oczko jeszcze nie zupełnie sprawne, ale nie mogłam odmówić sobie tak świetnej lektury.
Zuzka, dziękuję :buziak i proszę o więcej :tup :tup :tup
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/17 20:05 #182604

  • edulkot
  • edulkot Avatar
  • Wylogowany
  • Moderator
  • Posty: 9996
  • Otrzymane podziękowania: 22872
zuzanna2418 napisał:
Maju molinie koniecznie! To jest ten Paul Peterson
Zuziu szukałam różnych molini i widzę że w Daglezji mają spory wybór czyli koniecznie muszę jechać na ten jesienny mini zlot 2smiech

Ja dostałam jakąś bylicę od znajomej i ona ledwo sobie radzi wśród bzowych korzeni czyli niekoniecznie one takie ekspansywne B)
Majka - "Pamiętajcie o ogrodach"
Domek pod Dębami w różanym ogrodzie część II
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/17 22:11 #182646

  • beatrix+
  • beatrix+ Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Czarownica z tych czarujących...:)
  • Posty: 3020
  • Otrzymane podziękowania: 5271
AWR....Agencja Wiejskiego Rozwoju rotfl
Nareszcie Reportaże! No ileż można czekać Pańciu na kolejne?
Czy Wy aby nie za rzadko na sioło wyjeżdżacie?

U mnie też krów brak...
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/18 11:52 #182664

  • zuzanna2418
  • zuzanna2418 Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 3576
  • Otrzymane podziękowania: 13811
Polu trudno stwierdzić szczerze mówiąc, bo teren taki mało sprzyjający wyławianiu siewek... Ale ponieważ nie ingeruję jakoś nadmiernie, to może nie wyrwę pieląc i jeśli coś się posieje, to będzie miało szansę się ujawnić :)
Verciu mam nadzieje, że od czytania i oczko szybciej wróci do sprawności :) :buziak
Maju ja zapytam W., może ma jakąś w swojej szkółce nie przypisaną do jakiegoś konkretnego klienta. Korzenie bzu lilaka to trudny przeciwnik, u mnie pod nimi nic nie rośnie (z wyjątkiem opuncji, ale tej akurat dobrze, bo drzewo odsysa każdą nadmiarową wilgoć)
Beti AżebyWasR...olnictwopochłoneło polewkamax
No troszkę trzeba poczekać, bo muszę kolejną serię zdjęć obrobić, ale postaram się nie zwlekać.
Naturlich, że za rzadko! Ale czekamy na autostradę do granicy, a ona ponoć w 2025r już będzie. Jasna, długa, prosta i z brzegiem zepnie drugi brzeg... Czy jakoś tak :D
U nasz we wsi krowy som. Ale mięsne głównie.
Nie rozmnażaj, nie porzucaj-sterylizuj!
Miejska i wiejska dżungla
Blog wiejski

Zuzanna
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): Poll, VERA, beatrix+, Danusia

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/18 13:58 #182666

  • a.nia
  • a.nia Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 4211
  • Otrzymane podziękowania: 16202
Cieka jestem bardzo czy ten sok wychlany był tylko sokiem think: czy już nabył procentów troszkę... te myszy w różnych miejscach Ci padły... rotfl
Pigwówke będziemy mieli z tego samego dnia... też mi pestki strzelały po pokoju i ten zapach boski :mniam

A co do wsiowych darów bożych to chyba duuże szczęście mam... mleko za płotem prawie ( fakt, krów jest 40 bo mniej się nie opłaca ) i pijemy tylko takie, a jeszcze miastową rodzinkę co tydzień zaopatruję. Wołowina sąsiedzka hodowana dla siebie - raz na pół roku ilości hurtowe w zamrażalce ląduje, indyki i kury też swojskie. Latem warzywa i owoce od sąsiadów przerabiam bo oni nie dają rady ( na szczęście dla mnie) Jajka wsiowe i jak takich braknie to po prostu nie jemy. Tak sobie myślę, że jak kiedyś braknie moich sprawdzonych dostawców to bida będzie...

Fotki sielskie i z niecierpliwością czekam na kolejne odcinki.
Pozdrawiam
Ania
Było ściernisko...
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/19 08:34 #182694

  • takasobie
  • takasobie Avatar
  • Wylogowany
  • Moderator
  • Posty: 14463
  • Otrzymane podziękowania: 43409
Jak tak piszesz, to zaczęłam myśleć, ze to niedobrze, że mam tylko ogród przy domu. Chętnie bym pojechała gdzieś na wieś, żeby się zrelaksować. Chyba mi teraz tego trzeba. A że nie mogę - chociaż sobie poczytam. gwizdac
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/21 09:56 #182834

  • Semper
  • Semper Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 2303
  • Otrzymane podziękowania: 5589
Cieszę sie bardzo z Twoich relacji.
Zawsze je chętnie czytałem.
Niestety zgubiłem klucz i furtka się zamkła :glupek
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/23 13:23 #182997

  • zuzanna2418
  • zuzanna2418 Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 3576
  • Otrzymane podziękowania: 13811
Aniu niektórzy twierdza, ze myszy odessały sok i przy pomocy podziemnej aparaturki przedestylowały go na bardziej szlachetny trunek na długie zimowe wieczory :D
My mamy od czasu do czasu jaja od kur Bożenkowych. Czasem W. kupuje gęś na święta, ale to już rzadkość. No i księżycówkę używaną przez W. do nalewek :) Od dwóch lat Michał z żoną mają plantację truskawek i dzielą się z nami plonami. W. im za to kroplówkę założył, bo dzieciaki podlewały z ręki.
Miłeczko taka wieś to prawdziwy relaks dla nas, choć w zasadzie opisuję głownie zmagania z napierająca naturą. Owszem, były i przykre momenty, głownie za sprawą SN, ale ogólny bilans jest bardzo na plus. W. jako wychowany na wsi wraca tu do życia.
Jureczku cieszę się, że Cię widzę! A kluczyk mogę dorobić jako admin! :D

Nad ranem w niedzielę obudziłam się nie wiadomo po co, może po to, żeby usłyszeć jak gęste krople deszczu miarowo szumią w roślinności i bębnią po dachu. Wylazłam spod kołdry i wyjrzałam na zewnątrz. Rzeczywiście padało, nawet dość mocno. Wańka leżała na ganku, ale nie dobijała się w celu wejścia. Wpuściłam ją do domu, żeby obeschła. Zawinęłam się w kołdrę i w ciemnościach, bo nawet szarówki jeszcze nie było, słuchałam deszczowej piosenki oraz leciutkiego szurania jakiegoś stworzenia pod podłogą czy w ścianie.
Rankiem pogoda wyglądała podobnie, deszcz zmieniał natężenie padania, czasem nawet jakby momentami przestawało padać, ale na dzień ogrodniczy raczej to nie wyglądało.




Zjedliśmy śniadanie, W. wytknął głowę na zewnątrz i stwierdził, że mimo niesprzyjających warunków ubierze się w jakąś kurtkę i przystąpi do sadzenia. Ja póki co zostałam w domu, dokładałam do pieca kuchennego i porządkowałam jeszcze kąty w pokojach słuchając "Niedzieli Radiowej" w RL. Poustawiałam w spiżarni także słoiki, które w dniu poprzednim W. napełnił pigwowo-gruszkową marmoladką. Na talerzyku zostawił resztę, która się nie zmieściła i muszę powiedzieć, że było to pyszne!


Kawałki papieru na słoikach to pozostałość po pasteryzacji w garze, gdzie każdy słoik owinięty został tekturą, coby nie tłukł w stojące obok. Taka technika.
Poza najnowszymi przetworami widoczne są także ciemniejsze z truskawkami i jeden bardzo ciemny z wiśni, taka jakby konfitura, ale bardzo gęsta. W. robił ją podczas samotnego pobytu bodaj w lipcu i zredukował zawartość o 2/3 w stosunku do objętości wyjściowej.
Wchodząc do sieni niedawno będącej wielkiej inwazji myszy, zauważyłam jakiś ruch przy podłodze i w niewielkim otworze nad listwa mignął mi szary ogon.

No tak, czyli otwór wlotowo-wylotowy jest, trzeba go zatkać czym prędzej, bo całe moje sprzątanie na nic. W. znajdujący się w zasięgu mojego głosu został poinformowany rykiem o średnim natężeniu (chamieję, to fakt!) o konieczności skombinowania kawałka blachy i przybicia go w stosownym miejscu.

Miałam już dość siedzenia w domu, deszcz jakby ustał, więc zdecydowałam, że dokonam jakichś czynności ogrodniczych. Przede wszystkim miałam do posadzenia pudło irysów, pozyskanych dzięki hojności naszej Verki! Część została u Basi, koleżanki z Łodzi, kilka w miejskim posadziłam, ale wciąż było ich zatrzęsienie.
No to czapka typu Słońce Peru, polar i gumofilce, łopatka (chwila nerwowego poszukiwania) i do boju.
Irysy stanowią mieszankę o nieznanych kolorach, z pewnością są większe i te miniaturki, które zostały oddzielone od siebie w przesyłce warstwą gazet,więc będzie fajowa niespodzianka, gdy zakwitną.

Zawlokłam częściowo już rozmoknięte pudło do sadku, bo pierwszym miejscem, gdzie chciałam kilka irysów dosadzić, była ta nowa rabata.




Musiałam uważać na drobniejsze roślinki, jakieś siewki floksów, które tu W. powsadzał, rozchodniki zwane od jakiegoś czasu rozchodnikowcami dzięki kaprysom botaników (o, nawet mi podkreśla tę nazwę w edytorze tekstu!) i inne słabo już widoczne nadziemne części.
Sadzenie poprzedzone było pieleniem, bo niestety ziemia nieokryta zrębkami zachwaściła się. Głównie perzem przerastającym z otaczającego terenu.
Deszcz popadywał raz po raz, ale póki co nie przejmowałam się zajęta szukaniem nowych kwater. Przeniosłam się w rejony Alei Bzów, gdzie rabata stworzona przez W. w ubiegłym roku niestety kompletnie zarosła, choć posadzone tam rośliny nieźle dawały sobie radę. Odkryłam nawet jakieś malutkie sadzonki bukszpanów, które okazały się czymś w rodzaju znaczników. W. kopiący doły w pobliżu wyjaśnił, ze powtykał te bukszpany do donic, gdzie wsadził sadzonki astrów marcinków otrzymane od p. Maja w Daglezji. W. bowiem wydębił swego czasu sadzonki kilku bylin rosnących na rabatach (p. Artur poszedł osobiście ze szpadlem z W. słusznie przypuszczając, że tego drugiego nie można zostawić bez dozoru :D ) Bukszpany miały odróżniać te donice od pozostałych z astrami.
Bukszpany miały się nieźle, astry na szczęście też. Dosadziłam im do towarzystwa kilka irysów.
Perliczki wyszły z koncertem na kilka głosów. Wańka z Zębasem wetknęli głowy pomiędzy deski ogrodzenia z oczekiwaniem na zbliżenie międzygatunkowe . Rzucałam okiem od czasu do czasu w tamtą stronę, gotowa interweniować gdyby odległość perliczka-pies skróciła się niebezpiecznie.

Deszcz rozpadał się znów, ja przeniosłam się na Autorską, tam tez rozdłubałam fragment usuwając chwasty i posadziłam kolejne kłącza. Tych jakby nie ubywało :D Zauważyłam, że kolcowój czyli jagody goji mają tendencję do wybijania z korzeni, więc wyrywałam przy okazji to, co wyrastało to tu, to tam.

Na Autorskiej mam taką trawkę, niezwykle urodziwą. Kto wie, co to jest???


Kilka deszczowych fotek






Dereniarnia z trawiarnią pod drewutnią. Po opadnięciu liści pędy derenia dają piękne kolorowe akcenty.



Rozplenica od Wiesi, Rośnie jak na drożdżach, ale w tym roku nie chciała zakwitnąć




Wreszcie uznałam, że dalsze moczenie w deszczówce chyba mi nie służy. Konewką punktowo podlałam to co posadziłam, choć W. strofował mnie, że mam nie dźwigać tylko sobie węza przyciągnąć. Z węża nie lubię podlewać, bo mi zawsze gruby strumień ziemię jakoś wypłucze. Poza tym nasze węże stanowią prawdziwe wężowisko, splatane w różnych częściach ogrodu, składające się z wielu odcinków o różnej długości i przekroju. Wywleczenie tego naboju choćby kilkanaście metrów to niezła harówa.
Resztę sadzonek zostawiłam na dzień kolejny i udałam się do domu razem z Zębasem. Zrzuciłam przemoczone ciuchy, przebrałam się w suche i przy herbatce zabrałam się do przeglądana prasy lokalnej dorzucając drewna do pieca. Zębas pożarł cos tam ze śniadania z michy i walnął się na łóżko w sypialni
W. przybył chwilę później oznajmiając, że większość roślin już posadził.
Spożyliśmy kapustkę z ziemniakami z własnego udoju, znaczy się z własnej uprawy. Wieczorem przypomniałam sobie, że kapusta nie służy mojemu przewodowi pokarmowemu... Ale nie wchodzę w szczegóły :lol:
W. przystąpił do gotowania kompotu z suszu, dodając jeszcze plastry pomarańczy.
Ponadto próbował ustalić, w jaki sposób nagrzewa się piekarnik, ale stosowane kombinacje szybrów nie przynosiły wzrostu temperatury nawet o 10 stopni.
W radiu nawiązywano do jubileuszu twórczości Marka Raduli, świetnego gitarzysty współpracującego przez lata m.in. z Bajmem czy Budką Suflera, z którą grał np. w Carnegie Hall na koncercie w USA w 1999r. No i małżonka jednej z naszych lubelskich forumek :D

A teraz zgrzytam zębami słuchając kretyńskiej reklamy jednego z marketów z elektroniką, gdzie na melodię "Noc Komety" słychać skrzeczenie o włączaniu niskich cen. krecigl

Puszczali utwory z nieznanej mi kompletnie płyty pt "Meksykański Symbol Szczęścia" i naprawdę było tam sporo świetnych kawałków. Z przyjemnością słuchałam mieszając w kompocie i zmywając.
W. przysypał z książką Karla Darwina "O powstawaniu gatunków" Książkę dość ciężko się czyta, bo to dzieło versus dzisiejsza wiedza nie budzi już sensacji, zacny autor pisze dość niestrawnym językiem, no ale niezaprzeczalnie opisuje temat wiekopomny, przełomowy i arcyważny dla nauk przyrodniczych.

Kompot wyszedł boski, popijaliśmy go sobie na gorąco i zimno przez następne dni zauważywszy, że to grzech gotować go tylko raz do roku.
Szybko zrobiło się ciemno, w deszczową pochmurną pogodę tak naprawdę słońce jakby w ogóle nie wstało. Dziury mysiej nie udało się zatkać, W. znalazł co prawda blachę jeszcze ze ścinków pozostałych po pracach dekarskich na ganku, ale nie znalazł niczego, czym tę blachę dałoby się pociąć. Myślenie zostawił sobie zatem na dzień następny. W związku z powyższym w sieni umieściłam zestaw deratyzacyjny firmy na B.

Wykąpałam się, wpuściłam Wańkę, choć jej deszcz najwyraźniej nie przeszkadza (przynajmniej na wsi) i mimo dość wczesnej pory wlazłam do łóżka z książką Krzysztofa Vargi "Księga starych urwisów" o Edmundzie Niziurskim, autorze, który napisał kilka książek będących kanonem mojej czytelniczej młodości.
W. pokrzątał się jeszcze, wziął prysznic i ułożył się obok ze swoim Darwinem i kubkiem herbaty.
Radio grało już piano, psy śpiąc sapały grubiej lub cieniej, Kicia chrapała na fotelu przy piecu.
Zachrapaliśmy i my wchodząc w kolejny dzień wiejskiego życia, który opiszę, gdy c.d. niezawodnie n.

Nie rozmnażaj, nie porzucaj-sterylizuj!
Miejska i wiejska dżungla
Blog wiejski

Zuzanna
Ostatnio zmieniany: 2019/11/24 15:18 przez zuzanna2418.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): th, piku, takasobie, edulkot, VERA, Pani Bestia, inag1, chester633, Semper, beatrix+ ten użytkownik otrzymał 6 podziękowań od innych

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/23 21:51 #183048

  • Elsi
  • Elsi Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 1580
  • Otrzymane podziękowania: 4729
Zuziu, aż szkoda, że deszczu nie było, gdy był potrzebny latem, tylko w te wolne dni jesienne.....
Trawa, o którą pytasz, to może być Butelua smukła - kojarzy mi się z oferty w Albamarze.
"Meksykański symbol szczęścia" mamy szczęście :lol: posiadać, lubimy słuchać w aucie na autostradzie.
Kusiły i mnie irysy Very, bo cudne.
Pozdrawiam, Elżbieta

Od wiosny do wiosny .....
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/23 22:36 #183052

  • nelu-pelu
  • nelu-pelu Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 6631
  • Otrzymane podziękowania: 14381
Zuzanno poza wszystkim - czyli głównie przyjemnością czytania Twoich słów - podziwiam Was za

ogrodnicze 'zaparcie'.. :lol: no w deszczu, nawet małym to nie chciałoby mi się..

Dzięki za niezawodność. flower
Pozdrawiam, Nela
Moje metamorfozy - zapraszam
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/24 14:48 #183074

  • zuzanna2418
  • zuzanna2418 Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 3576
  • Otrzymane podziękowania: 13811
Elu tymi samymi słowy W. komentuje padające deszcze: nie mogło to tak lać wiosną i latem? Niestety deficyt wody w ziemi jest bardzo duży.
Tak! To butelua, zastanawiam się własnie czy to mój zakup z Albamaru czy W. przytaszczył.
U nas odtwarzacz się skichał w samochodowym sprzęcie wiec skazani jesteśmy na radio.
A irysy Verki są zachwycające, ale oczywiście jak się rozrosną to będą do podziału i puszczania w świat, więc jakby co, to wiesz :)
Nelu ach, to zaparcie objawia się na wsi, bo każdy dzień jest na wagę złota i zawsze "króca bomba, mało casu!" :D Więc nawet w deszczu czasem trzeba pracować. W Warszawie to raczej się nie zdarza, chyba że muszę skończyć koszenie trawy :)

W nocy z niedzieli na poniedziałek budziłam się kilkakrotnie i słyszałam szum deszczu (oraz chrapanie W.). Wańka postanowiła przespać całą noc w domu, chyba permanentna wilgoć zaczęła jej przeszkadzać.
Ranek wstał pochmurny, ale deszcz ustał i zgodnie z zapowiedziami radiowymi miało być chłodno, ale bez opadów.
Po śniadaniu popakowałam zieleninę od Bożenki do pojemniczków po lodach przywożonych z Wisznic przez W. w sezonie. Zachowałam przezornie kilka i przydały się. Resztę pozawijałam w foliowe (wiem, beee) torebki. Oddzieliłam koperek od natki, władowałam wszystko do zamrażalnika mając nadzieję, że nie zapomnę o tych zapasach przy wyjeździe.

W. wyszedł do ogrodu w celu rozciągnięcia węża i podlania tego, co posadził poprzedniego dnia. Deszcz deszczem, ale empirycznie podczas kopania zostało potwierdzone, że może ze 20 cm ziemi jest wilgotne. Głębiej popiół.

Ja zaczęłam od posadzenia reszty irysów, tym razem obsadziłam puste fragmenty rabatem podborowych. Przy okazji obejrzałam krytycznie rozpychająca się kerię i po naradzie z W. ustaliliśmy, że wywalamy ją gdzie indziej, bo tu szkoda dla niej takiej super ziemi i eksponowanego stanowiska. Wyrwałam kilka zwarzonych przymrozkiem gigantycznych dziewann, które rozsiewają się na potęgę i wszędzie widzę już szaro-mechate rozety.
Usłyszałam szczekanie Zębasa, a potem głos W. oznajmiający nam, że Janek nasz cieśla przyjechał.

Ostanie kłącza posadziłam na podokienej i pusty już karton, a w zasadzie to co z niego zostało po deszczu zwinęłam i wsadziłam do wora na odpady. Poskładałam doniczki, które W. rozrzuca po całym terenie i poszłam do panów dyskutujących nad miejscem pod przyszłą werandę. Janek mierzył, a W. werbalnie mścił się za wielomiesięczną zwłokę każąc mi nawet zastosować jakieś rękoczyny.
Ja uznałam, że skoro Janek wreszcie przyjechał, to teraz go tłuc nie będę skoro ma jednak coś zrobić. Janek tłumaczył się, że nieobecność i co tu ukrywać, niedotrzymanie sześciuset trzydziestu trzech terminów było spowodowane faktem, że roboty ma po kokardę, jakieś osiedle domków drewnianych na Mazurach, poza tym pracował za granicą a tu pracownik mu uciekł i oczywiście znalezienie kogoś na jego miejsce graniczy z cudem. Ale obiecał, że u nas werandę postawi choćby nie wiem co. Był już w 11 krajach w celach zarobkowych i chwilowo wyjeżdżać nie zamierza.
Przy okazji okazało się, że podobno ja zażyczyłam sobie drzwi wejściowe z boku werandy, od strony drogi wjazdowej, prosto w krzew bzu!
No coś podobnego! Moja pamięć może nienajlepsza ale wskazywała, że ustaliliśmy lokalizację drzwi na ścianie frontowej, wyjście miało być do Albiczukowskiego i dalej ścieżka miała meandrować do furtki, która ma powstać obok bramy. Wychodzenie bramą jest uciążliwe, w rezultacie przełazimy górą (ale jak długo jeszcze będziemy w stanie?) zatem furtka musi być.
Panowie pomierzyli, spisali co trzeba i ruszyli na tył domu.
Ja dodatkowo chciałam jeszcze uzyskać od Janka info na temat możliwych koncepcji nowej podłogi w kuchni. Póki co miałam pomysł na coś terakotowego wokół pieca, bo wiadomo: popiół, iskry, trociny etc. Reszta z dech, ale nowych ponieważ obecne są już mocno wysłużone. Dodatkowo dom kiedyś tam lekko się zapadł i podłogi są przekrzywione, więc najpierw trzeba by było wyprostować legary, dać jakieś ocieplenie, wylewkę i dopiero warstwę wierzchnią. Drewna mamy pod dostatkiem, ale trochę nas niepokoją różne dziwne elementy konstrukcyjne ścian, zrobione z cienkiej płyty i cholera wie co jest za nimi. Nie wiadomo czy nie trzeba będzie ich zdemontować również.
No więc ja chciałam jeszcze Janka o tę podłogę zapytać, a W. już go ciągnie do spichlerza, spróchniałą podwalinę pokazuje, tłumaczy co trzeba wymienić i jak by to zrobić. No to chyba nie jest robota pierwszej potrzeby!
Przerwałam jałową dyskusję i już w kuchni pokazałam, o co mi chodzi. Janek popatrzył i zaproponował deskę barlinecką zamiast dech, bo jego zdaniem obróbka desek surowych będzie generowała gigantyczne koszty.
Deska barlinecka brzmi dla mnie szalenie ekskluzywnie i dość enigmatycznie. Zależy mi na nawierzchni trwałej i łatwej do utrzymania w czystości z uwagi na 8 łap psich i dwie nogi W. na których wnoszona jest materia organiczna i nieorganiczna regularnie cały rok. Trzeba będzie doczytać no i poradzić się szerszego grona co do materiałów.
W. poruszył jeszcze temat okien werandowych, które miały być na wzór tych tradycyjnych, ze szprosami i kolorowymi szybkami. Jako wzornik W. wskazał Jankowi werandę starej plebanii w Hannie, którą obfociliśmy kilka lat temu. I przykazał mu udać się tam natychmiast, z przyzwoitości nie każąc mu przysięgać, że tam pojedzie.
Jak znajdę fotkę w archiwach to wstawię.
Niestety znalezienie kogoś, kto nam to zrobi też będzie prawdopodobnie nie lada wyzwaniem, ponieważ starsi fachowcy odchodzą a nowych nie ma. Pomocnicy takich rzemieślników uciekają za granicę, co w zestawieniu z fetowanym tego dnia Świętem Niepodległości brzmiało dość ponuro. Niestety sam fakt, że się ktoś urodził na tej szerokości geograficznej nie powoduje, że będzie tu siedział do końca świata, skoro mu ten świat daje inne możliwości. I w buty można sobie wsadzić te patriotyczne gadki międlone w mediach, bo rzeczywistość jest jaka jest. Ideologią jeszcze się nikt nie wyżywił, a wręcz przeciwnie. Z powodu ideologii wielu z głodu umarło.

Janek pojechał, my podyskutowaliśmy jeszcze przy herbacie i bułeczkach cynamonowych tematy budowlano-remontowe. Rozmowę przerwał nam telefon W. który głosem Michała Bożenkowego oznajmił, że jak W. chce owies to mogą się przejechać do sąsiedniej wsi celem nabycia drogą kupna. W. zatem chwycił czapkę i stwierdził że jedzie.
Owies potrzebny jest dla koni,które W. posiada od lat, a ich funkcja rekreacyjna mocno się zredukowała, bo nikt nie ma czasu zażywać konnej jazdy, zatem zwierzaki pędzą luksusowy tryb życia na kazuńskich łąkach produkując tony obornika.

Ja z braku pomysłu na inne prace, wytaszczyłam dwie trawy ze składowiska roślin jeszcze nie posadzonych i dosadziłam na Autorskiej tam, gdzie wydawało mi się, że jest jeszcze miejsce. Miejsce w zasadzie było, wykopałam tylko jedną cebulkę nie wiem czego, ale na szczęście nie poszatkowałam jej szpadlem.
Potem, jak zwykle uznałam, że zarośnięta i zasypana liśćmi ścieżka ceglana wymaga oczyszczenia. Chwyciłam narzędzie ogrodnicze w kształcie grubego widelca i rozpoczęłam jakoś tak od środka, przy narożniku domu od strony małpiarni. Szorowałam cegłę szczotką do zamiatania, wydłubywałam chwasty ze szczelin pomiędzy cegłami, poprawiałam spadająca mi na oczy czapkę (typu Słońce Peru), stękałam przy zginaniu i rozprostowywaniu kolan. Od czasu do czasu wyglądało słońce. Po jakiejś pół godzinie nadciągnął W. Z zainteresowaniem obejrzałam ładunek na samochodzie, który wyglądał tak



Owies pochodził z gospodarstwa teścia Michała, siano takoż. Stwierdziłam, że jak zwykle będziemy się ciekawie prezentować w drodze powrotnej do domu. Tym razem nie jak repatrianci wysiedleni w pośpiechu z domostwa, a jak uboga amerykańska rodzina farmerów. O ile amerykański farmer może być ubogi... Ja swego czasu poznałam wyłącznie bogatych.

Teraz kilka fotek ogrodu, bo korzystając z przebłysków słońca połaziłam z aparatem














Tu rabata poniekąd kwasolubna z pięknie rozrośniętymi ciemiernikami cuchnącymi od Wiesi




c.d.n.
Nie rozmnażaj, nie porzucaj-sterylizuj!
Miejska i wiejska dżungla
Blog wiejski

Zuzanna
Ostatnio zmieniany: 2019/11/24 15:27 przez zuzanna2418.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): th, piku, takasobie, edulkot, VERA, Pani Bestia, chester633, Elżbieta, zanetatacz, nelu-pelu ten użytkownik otrzymał 3 podziękowań od innych

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/24 14:52 #183075

  • zuzanna2418
  • zuzanna2418 Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 3576
  • Otrzymane podziękowania: 13811
W. oznajmił, że na dzisiejszy obiad upichci zapiekankę z dyni i kurczakowego mięsa, bo taki przepis znalazł w kupowanym przez nas "Sielskim Życiu", które niestety reprezentuje poziom żenujący, ale kupujemy je jako element rytuału związanego z pobytem. Intelektualnie rekompensujemy to lekturą "Krainy Bugu", którą jednakowoż znacznie trudniej dostać.
Dynie mieliśmy, walały się w byłym warzywniku ze trzy. Mięso także. Walało się z kolei w lodówce. Pozostałe składniki w zasadzie też były. Jedyne czego nam brakowało to gorący piekarnik. W. próbował wszelkimi sposobami, ale niestety nie udało się odkryć sposobu nagrzewania tego ustrojstwa. W piecu chlebowym nie chciało nam się palić, więc nolens volens zapiekankę W. postanowił przyrządzić jako coś w rodzaju lecza na patelni.
Niosąc dynie z warzywnika do domu opitolił mnie za klęczenie na cegłach i przyniósł mi grubą tekturę zawiniętą w torbę foliową jako izolator.
Ja po godzinie z okładem dotarłam do końca ścieżki ceglanej, oczyściłam także fragment żwirowy i czując jakieś lodowate fale powietrza załadowałam urobek do dużych donic i poszłam do domu, zostawiając sobie fragment idący w przeciwnym kierunku na dzień następny.


I jeszcze rzut oka na ogród






W. już szalał w kuchni, co oznaczało piekielny rozgardiasz, zrobiłam sobie zatem herbatę i wycofałam się na z góry upatrzone pozycje nie czekając na fuknięcia:"Zuzia, sio z kuchni jak ja tworzę!". Postanowiłam się wykąpać, rozgrzewając się przy okazji ciepłą wodą.
Zjedliśmy to co wyszło W. zamiast zapiekanki i było to naprawdę smakowite. Popiłam winkiem (W. tylko symbolicznie z powodu dolegliwości podagrycznych) i sprzątnęłam Stajnię Augiasza w kuchni. Wywaliłam zawartość kosza na odpady organiczne na kompost. Zmierzchało i zaczynało lekko mżyć.
Nakarmiłam drącego się wniebogłosy kota, który zainstalował się przy drzwiach lodówki oczekując na kolejne porcje polędwicy.Wiejskie powietrze wyraźnie zaostrza apetyt.

W. po odsapce po posiłku przystąpił do zlewania nalewek, które stały od lata. Większość z nich potrzebuje jeszcze czasu, ale jedna była nieprzyzwoicie pyszna i bez mrugnięcia okiem wypiłam dwa kieliszeczki owocowego słodkawego płynu. Butelki powędrowały do sieni, co mi przypomniało, że mamy dziurę mysią do zatkania.
W. z westchnieniem zabrał się do przeszukiwania skrzynek narzędziowych, ale nie było tam nic, czym można było pociąć dość solidną blachę. Ale geniusz ludzki w końcu zwyciężył, choć opłaciłam to dewastacją jednej z puszek po kawie Lavazza, które używam do przechowywania produktów sypkich. Puszkę z blachy sporo cieńszej dało się pociąć obcęgami, kawałek blaszki został przybity w miejscu dziury, na jakiś czas, jak przypuszczam, uniemożliwiając swobodne wędrówki dzikich lokatorów.

Psy zaległy w różnych miejscach, kot tradycyjnie na fotelu, W. na kanapie ja w sypialni. Przy radyjku i rozmowach na tematy ważne i nieważne minął nam ten wieczór, a kolejny ranek wstanie, kiedy c.d. we wtorek n.

Nie rozmnażaj, nie porzucaj-sterylizuj!
Miejska i wiejska dżungla
Blog wiejski

Zuzanna
Ostatnio zmieniany: 2019/11/24 15:27 przez zuzanna2418.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): th, edulkot, VERA, Pani Bestia, inag1, chester633, Semper, Elżbieta, zanetatacz, nelu-pelu ten użytkownik otrzymał 4 podziękowań od innych

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/24 15:13 #183076

  • takasobie
  • takasobie Avatar
  • Wylogowany
  • Moderator
  • Posty: 14463
  • Otrzymane podziękowania: 43409
Zdjęcia super!
"Sielskie życie!" - piękne fotografie, aż się chce na wsi mieszkać! Nie widać błota, kurzu, dymu z kominów. A jedzenie takie apetyczne! Kiedyś kupowałam namiętnie, ale potem przestałam, bo zbyt cukieraśne było, a ja uświadomiłam sobie, ze moje życie w Kiekrzu nie jest sielskie i nie będzie. Po prostu mieszkam na zadupiu Poznania i tyle! 2smiech
Zaintrygowało mnie siano i owies... think: Chcecie ... "teges" na sianie? Koniecznie? Przeca to drapie! A owies? Na płatki? wink-3
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/24 15:54 #183077

  • zuzanna2418
  • zuzanna2418 Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 3576
  • Otrzymane podziękowania: 13811
Miłeczko no właśnie, wszystko w bielach i ecru w tym ŚŻ, Już to widzę u mnie! W dodatku opisy tych, co to porzucili miasto i rozpoczęli nowe życie na wsi też słitaśne do mdłości. Ale kupujemy, bo tradycja nasza świecka nakazuje i czasem jakiś przepis wykorzystamy (choć one często też takie z gatunku "weź pół łosia, a jak nie masz łosia to żubra" )
A sianko moja droga to dla koników, przeca pisałam! :lol: Żadne takie! Owies też dla szkap. bo u nas jakoś dostać w tym sezonie nie można sensownego.
Nie rozmnażaj, nie porzucaj-sterylizuj!
Miejska i wiejska dżungla
Blog wiejski

Zuzanna
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): edulkot, zanetatacz, Danusia

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/24 18:17 #183083

  • zanetatacz
  • zanetatacz Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 9729
  • Otrzymane podziękowania: 20857
Czytałam z zapartym tchem .....więcej takiej lektury poproszę
pozdrawiam Żaneta
"Człowiek potrzebuje do życia ogrodów i bibliotek"-Cyceron
597 metrów zieloności
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Za tę wiadomość podziękował(a): zuzanna2418

Miejska i wiejska dżungla 2019/11/25 18:17 #183159

  • VERA
  • VERA Avatar
  • Wylogowany
  • Platynowy forowicz
  • Posty: 5962
  • Otrzymane podziękowania: 24660
zanetatacz napisał:
Czytałam z zapartym tchem .....więcej takiej lektury poproszę



Ja też, ja też..……………………………………….. recourse
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Moderatorzy: Efkaraj
Czas generowania strony: 0.200 s.