No i wywołałam kota na działkę
Tomku, masz rację z tym, że kot sąsiadki po stracie własnego domu zmienił zwyczaje. Jeśli przedtem nigdzie się nie wałęsał. Bardzo liczę na to, że nasz będzie traktował ogród jak swoje terytorium i nie będzie chciał zwiedzać innych.
Z psem to jednak całkiem inna historia. Może w pierwszym roku niszczy, rozrabia, ale przynajmniej jest mniejsza szansa, że ucieknie do sąsiadów. Po opowieściach wielu osób, które mają rasowce, liczę na to, że mój, kiedy się ustatkuje, nie będzie wychodził poza obręb działki.
Edytko, trawnik to moja duma. Tyle się napracowałam nad nim, to niech przynajmniej wygląda.
Czytałam właśnie o twoich zakupach. No rozumiem 2 drzewka, no trzy, ale osiem?
Jesteś niesamowita.
Martuś, pomysł z kotem był mój,bo ze względu na to, że m. i syn w ciągłych rozjazdach, a ja też czasem się gdzieś wyrywałam, łatwiej było zapewnić opiekę do kota, niż psa, ale ja chciałam dachowca. Jakoś łatwiej mi się pogodzić z tym łażeniem, ale tego szczególnie, że wybór panów, musze pilnować, bo już widziałam reakcje jak zaszył się w krzakach i nie mogliśmy go znaleźć.
Ale zapowiedziałam już, że to ostatni rok. W przyszłym całkiem dostaje wolność. Trudno.
Nasz koleżanka Jola April, ma dwa takie koty i one nie wychodzą poza teren działki. Uczyła je właśnie 2 lata chodzenia na sznurku. Może i mój będzie taki mało wyrywny?
A sąsiadów współczuję.
Ja mam niezwykłe szczęście do sąsiadów i dalszych i bliższych. Cała najbliższa okolica to w sumie znajomi.
Janko, pastuch nie wchodzi w grę. Mój m. by tego nie wytrzymał
Jeszcze jakis czas temu kot chodził na takim długim kilkumetrowym sznurku. Byłam zadowolona, bo jak wlazł w krzaki to przynajmniej go widziałam.
Mój m. stwierdził, że kotu jest za ciężko i skrócił sznurek do 2 metrów. Jak wejdzie w żywopłot to go nie widać. I trzeba kota szukać.
Całe szczęście coraz częściej reaguje na wołanie. A już najlepszym przywoływaczem jest potrząsanie torebeczką z ciastkami.
Chyba kupimy GPS, albo taki przywoływacz do kluczy
Miłko, czy wiesz, że ja szczególnie ostatnio nie lubię niepotrzebnych zakupów? Coraz bardziej mnie denerwują. Mam coś takiego, że jak jakaś roslina rośnie, to żal mi się jej pozbywać, choćby mi nie pasowała na maksa.
I potem się denerwuję, że po co ona w ogóle jest, dlaczego ja ją kupiłam?
Powoli uczę się oddawania, a nawet wyrzucania roślin na kompost.
Na przykład mam takiego drapaka tujowego. Żółte toto, rozczochrane, prawie łyse. Dziewczyny namawiają mnie już od lat, żeby się pozbyć, ale ja jakoś nie mam serca. Mimo, że w to miejsce mogłabym wsadzić jakieś cudo wymarzone.
Bardzo lubię floksy szydlaste. Mam ich kilka takich poduch. I nieważne, że te same.
Masz rację tulipany mam do tej pory.
Marta, musiałaś przedobrzyć z tym zasilaniem. W dodatku, pewnie mało wody było.
Ja zawsze staram się wybierać rozrzucanie nawozu tuż przed deszczem. szczególnie, że nie mam systemu nawadniającego.
Ale mimo wszystko warto pomóc trawce. Nie pytaj mamy tylko dawaj nawóz.
Ja daję od marca do miesiąc. do sierpnia.
Poll, ja tez mam strasznie marną ziemię. Chociaż chyba powoli sie to zmienia, bo co roku zasilałam całą działkę biohumusem. Biegałam z konewkami cały dzień, ale sa tego efekty.
Jak kopi dołki pod rośliny to widzę co roku przybywającej warstwy dobrej ziemi.
Więc trawnik też musi ją mieć. Faktycznie trzeba trawę podlewać częściej niż rabaty. Ja nie mam systemu nawadniającego, ale widzę, że po kilku latach, kiedy trawa się porządnie ukorzeni coraz mniej tego podlewania potrzebuje
W tym roku ma optymalne warunki.,
Ale w zeszłym roku kiedy było gorąco i mało deszczu też nie narzekałam na trawę.
Podlewałam raz na 3 dni, ale wtedy tak porządnie.
Ale całkowicie Cię rozumiem. Szczególnie, że nie mieszkasz jeszcze na miejscu, w dodatku, przy takiej ilości pracy na rabatach trawnik to ostatnia rzecz, o której myślisz.
Od wczoraj pogoda w kratkę. Wczoraj nawet mnie mile zaskoczyła, bo mimo zapowiadanego całodniowego deszczu, miałam tez sporo słońca. Co prawda byłam w tym czasie w pracy, ale zawsze milej widzieć przez szybę słońce niż deszcz.
Dzisiaj było lepiej słonecznie, ale wiatr był zimny, nieprzyjemny. Dobrze, że nie miałam czasu na ogród, bo by mnie to zeźliło.
Z zadań na kolejne dni to kancikowanie trawnika i położenie kostki wzdłuż warzywnika, żeby lepiej jeździło się kosiarką.
Poza tym pielenie, pielenie i jeszcze raz pielenie.
Te deszcze służą przede wszystkim chwastom.